Dziś druga puszka spod znaku Nikon’a. Tym razem aparat z wyższej, „pół-profesjonalnej” półki.
Szczerze powiedziawszy, był to nasz „aparat marzenie” w chwili kupowania D70s. Jednak jego ówczesna cena była zaporowa, więc zawsze opłacało się brać starszy model. Na rynku pojawiało się wtedy mnóstwo aparatów starszej generacji, które nagle „przestały robić dobre zdjęcia”. Dopiero po 2 latach przesiedliśmy się na to cudo, gdy pojawiły się nowsze modele. Czy ten aparat ma coś jeszcze do zaoferowania fotografowi? Wszak od daty premiery (listopad 2005) minęło już wiele lat. Zaraz zobaczymy…
Wśród użytkowników sprzętu marki Nikon, „dwusetka” zyskała sobie dobrą renomę. Nie dość na tym, wielu fotografów nadal pozostaje przy tym sprzęcie. D200 to ostatni korpus z matrycą CCD w tym segmencie lustrzanek. Jego narodzinom towarzyszyły głośne perturbacje, związane głównie ze zjawiskiem tzw. bandingu, charakterystycznych linii, pojawiających się na zdjęciu przy wysokim ISO i w specyficznych warunkach naświetlania. Po wyjściu z chorób wieku dziecięcego, okazało się, że jest to wyjątkowo udany model.
Mechanika
Każdy kto po raz pierwszy przesiądzie się z modeli amatorskich (dwu i czterocyfrowych), zrozumie czym jest ergonomia i wykonanie sprzętu dla profesjonalistów. Jest to masywny korpus (147 x 113 x 74 mm), wykonany ze stopów magnezowych i solidnego, odpornego na ścieranie plastiku. Jest doskonale wyprofilowany, niemal idealnie leży w dłoni. Jest przy tym już dość ciężki, z akumulatorem waży ok. 920 g.
Przyciski są duże, rozmieszczone na całym panelu tylnym, łatwo dostępne w praktycznie każdych warunkach (robiliśmy zdjęcia i w rękawiczkach). Ucząc się tej „guzikologii” na pamięć, nie musimy nawet odrywać oka od wizjera, aby szybko i sprawnie zmieniać parametry fotografowanych kadrów. W aparatach profesjonalnych nie ma już pokrętła trybów. Mamy tutaj tzw. „grzybek”, na którym znajdują się przyciski pozwalające ustawiać czułość, balans bieli, format zapisu plików. Pod nim znajduje się kółko nastaw, pozwalające na wybór zdjęć pojedynczych, seryjnych, czy wstępne podnoszenie lustra (rzecz bardzo ważna w makrofotografii).
Ekran jest znacznie większy niż w poprzednich modelach. 2,5 calowy, 230.000 pikseli, znacznie jaśniejszy i wyraźniejszy jak np. w D70s. Niestety, wypada blado przy nowych konstrukcjach. Oglądając go w ostrym świetle, ze względu na brak warstwy odblaskowej, niewiele widać. Dość niefortunnie rozwiązano też pracę na powiększonym podglądzie.
Wizjer jest całkiem spory, daje 95% pokrycia kadru. Wraz z obrazem, widzianym przez obiektyw, otrzymujemy pod nim najważniejsze, aktualne parametry: wartość przysłony, czas, ISO, poziom kompensacji ekspozycji, potwierdzenie ostrości.
Migawka szczelinowa, pracuje w standardowym zakresie czasów: 1/8000 do 30s oraz w trybie „bulb”. Synchronizacja z lampą to maksymalnie 1/250s.
Pomiar światła realizowany jest w 3 trybach – matrycowy, centralnie ważony i punktowy. Za pomiar odpowiedzialny jest 420 pikselowy czujnik RGB. W przypadku używania obiektywów serii „G” i „D”, wykorzystywany jest pomiar 3D Color Matrix II. I faktycznie, D200 ceniony był za wierne i powtarzalne odtwarzanie kolorów.
Autofocus jest szybki i pewny. O niebo lepszy niż w amatorskich modelach – 11 punktowy. Sprawnie możemy przełączać się pomiędzy trybami jego pracy i metodami pomiaru, dzięki dwóm dźwigniom: przy bagnecie obiektywu i na tylnej ściance.
Dostępne tryby fotografowania to: priorytet przysłony (A), priorytet czasu (S), fleksja programu (P), tryb manualny (M). Dostosowaniu podlegają też ustawienia wbudowanej lampy błyskowej. Ta ostatnia jest dość słaba (liczba przewodnia 12). D200 obsługuje CLS (Creative Lighting System). Pozwala on lampie wbudowanej sterować lampami zewnętrznymi, bez konieczności instalowania dodatkowego sterownika (SU-800) lub kolejnej lampy na samym aparacie. Doskonała sprawa, jeśli wykorzystujemy więcej niż jedno źródła oświetlenia. Aparat jest kompatybilny z większością systemowych lamp, mocowanych na gorącej stopce.
Szybkostrzelność aparatu to 5 kl./s. W buforze aparatu zmieści się 22 RAWy lub 37 plików JPG. Jest to niezły rezultat, pamiętać jednak trzeba o szybkiej karcie, by taką ilość informacji obsłużyć.
D200 ma jedną, poważną bolączkę – zarządzanie energią. Posiadając ten aparat, warto mieć przynajmniej dwa akumulatory EN-EL3e. Strzelając zdjęcia w serii lub pracując na mrozie, już po kilkuset strzałach rozładujemy baterie. Pomocą może być dedykowany grip MB-D200, który mieści dwa akumulatory w środku lub pozwala na użycie „paluszków” i który poprawia ergonomię aparatu przy zdjęciach pionowych, lepiej go też wyważa przy większych obiektywach.
Obsługiwane karty pamięci to CF, I i II typu.
Korpus współpracuje bezproblemowo praktycznie ze wszystkimi obiektywami serii „G” (zarówno DX jak i FF) oraz serii „D”. W przypadku szkieł bez procesora, w tym wszelkich manualnych, realizowany jest automatyczny pomiar światła i potwierdzenie ostrości (do przysłony f5.6). Pozwala to na praktycznie bezproblemową pracę, z niemal każdym obiektywem, który da się do „dwusetki” podłączyć przez bagnet… z jednym warunkiem. Szkła M42 i wielu systemów z Nikon’ami nie ostrzą w nieskończoność. Ogranicza to ich zastosowanie do makro lub portretu. Część szkieł da się odpowiednio wyjustować, części wymienić bagnet, ale nie we wszystkich. Bezproblemowo Nikon ostrzy z obiektywami Pentacon-Six, Kiev i innymi średnio i wielkoformatowymi. Można próbować oczywiście specjalnej przejściówki z soczewką korekcyjną, ale najczęściej pogarsza ona znacząco parametry szkła (ostrość, kontrast) przy maksymalnych otworach przysłony.
Przy omawianiu budowy, nie można nie wspomnieć o dwóch poważnych problemach, z jakimi boryka się D200. Pierwszy, to zastosowane na gniazdach wężyka spustowego i sterowania lampami specjalnych nakrętek. Ich pierwsze odkręcenie, bywa też ostatnim, bo… się gubią! Kolejny, to odłażące gumy. Pod wpływem potu i wilgoci, mają one tendencję do puchnięcia. W pewnym momencie puszcza klej pod nimi, a gumy odskakują. Nie daje się ich później wepchnąć z powrotem, a naprawa jest dość drogą imprezą. Złośliwi twierdzą, że to sprawka serwisu firmowego, który zmusza w ten sposób użytkowników do wymiany ogumienia, raz na rok lub dwa lata. Co ciekawe, na ową przypadłość cierpią wszystkie profesjonalne i półprofesjonalne lustrzanki Nikon’a. Na szczęście na zagranicznych serwisach aukcyjnych, można całkiem tanio kupić zamienniki i naprawę przeprowadzić samemu.
Obraz
Choć to matryca CCD, szumiąca na wysokich czułościach, to właśnie za nią D200 jest tak lubiany przez użytkowników. Zakres obsługiwanego ISO to 100-1600 (+ tryby rozszerzone do ISO 3200). O ile powyżej ISO 800 lepiej nie wychodzić, ze względu na brzydkie szumy i degradację obrazu, o tyle najniższe czułości to bajka. Matryce CCD lepiej też odwzorowują kolory. Są, wg. zdania wielu fotografów, bardziej analogowe (przypominające film fotograficzny) niż te z CMOSowych lustrzanek.
Liczba pikseli to 10,2 Mpix. Jest to chyba optymalny rozmiar pod względem użyteczności. Pliki nie są zbyt duże (miejsce na dysku) i jednocześnie jest z czego przycinać (jeśli trzeba). Maksymalny rozmiar plików to 3872 na 2592 piksele. RAWy zapisywane są w 12 bitach, pliki JPG mają kilka metod kompresji.
Użytkowanie
D200 był przez kilka lat naszym najważniejszym „koniem roboczym”. Aparat pracował w warunkach, w których można byłoby się obawiać o profesjonalny sprzęt. Śniegi, deszcz, piach, czy błoto, a nawet popiół wulkaniczny i lód z lodowca, „dwusetka” praktycznie nigdy nie zawiodła. Choć korpus był intensywnie noszony, uderzany, wycierany, poza rysami i odłażącą farbą nic mu się nie stało… z wyjątkiem gum, oczywiście
Te ostatnie w końcu sami wymieniliśmy, bo bez tych co odłaziły lub całkowicie odpadły, aparat wyglądał jak Terminator.
Ponieważ D200 jest sprzętem niezbyt nowym (a w skali żywotności elektroniki to już wieki) nie jest też aparatem, który zadowoli każdego użytkownika. Osoby potrzebujące szybkiej, sprawnej puszki, do fotografii reporterskiej w bardzo słabych warunkach oświetleniowych, powinny wybrać coś z CMOSem. Oczywiście i D200 da radę, zwłaszcza z jakimś jasnym szkłem, jednak to już nie ta wygoda. Dla fotografów makro i krajobrazowych to już nie są problemy. Statyw, ostre szkło, kilka filtrów, wężyk spustowy, ISO 100 i f8… można pstrykać. Rezultaty będą ciągle zadziwiające.
W opisie D70s pojawiały się jego liczne niedomagania. Czasem błahe, czasem poważniejsze, wpływały jednak na wygodę pracy z tym sprzętem. W przypadku D200 tego nie ma. Dlaczego? Bo to rzeczywiście rasowy aparat, stworzony dla fotografa, który potrafi poradzić sobie ze światłem.
Posumowanie
Cóż można napisać… jeśli wiesz czego spodziewać się po CCD i nie boisz się takich wyzwań, bierz D200 bez obaw. To pancerny czołg, o ciągle dużych możliwościach. We właściwych rękach odwdzięczy się pięknymi zdjęciami. Jeśli czujesz, że ISO 800, góra 1600 to stanowczo za mało, nie ma wyboru i trzeba celować w CMOS’a. Ma to rozwiązanie jednak też swoje wady.
Szczerze powiedziawszy, był to nasz „aparat marzenie” w chwili kupowania D70s. Jednak jego ówczesna cena była zaporowa, więc zawsze opłacało się brać starszy model. Na rynku pojawiało się wtedy mnóstwo aparatów starszej generacji, które nagle „przestały robić dobre zdjęcia”. Dopiero po 2 latach przesiedliśmy się na to cudo, gdy pojawiły się nowsze modele. Czy ten aparat ma coś jeszcze do zaoferowania fotografowi? Wszak od daty premiery (listopad 2005) minęło już wiele lat. Zaraz zobaczymy…
Wśród użytkowników sprzętu marki Nikon, „dwusetka” zyskała sobie dobrą renomę. Nie dość na tym, wielu fotografów nadal pozostaje przy tym sprzęcie. D200 to ostatni korpus z matrycą CCD w tym segmencie lustrzanek. Jego narodzinom towarzyszyły głośne perturbacje, związane głównie ze zjawiskiem tzw. bandingu, charakterystycznych linii, pojawiających się na zdjęciu przy wysokim ISO i w specyficznych warunkach naświetlania. Po wyjściu z chorób wieku dziecięcego, okazało się, że jest to wyjątkowo udany model.
Mechanika
Każdy kto po raz pierwszy przesiądzie się z modeli amatorskich (dwu i czterocyfrowych), zrozumie czym jest ergonomia i wykonanie sprzętu dla profesjonalistów. Jest to masywny korpus (147 x 113 x 74 mm), wykonany ze stopów magnezowych i solidnego, odpornego na ścieranie plastiku. Jest doskonale wyprofilowany, niemal idealnie leży w dłoni. Jest przy tym już dość ciężki, z akumulatorem waży ok. 920 g.
Przyciski są duże, rozmieszczone na całym panelu tylnym, łatwo dostępne w praktycznie każdych warunkach (robiliśmy zdjęcia i w rękawiczkach). Ucząc się tej „guzikologii” na pamięć, nie musimy nawet odrywać oka od wizjera, aby szybko i sprawnie zmieniać parametry fotografowanych kadrów. W aparatach profesjonalnych nie ma już pokrętła trybów. Mamy tutaj tzw. „grzybek”, na którym znajdują się przyciski pozwalające ustawiać czułość, balans bieli, format zapisu plików. Pod nim znajduje się kółko nastaw, pozwalające na wybór zdjęć pojedynczych, seryjnych, czy wstępne podnoszenie lustra (rzecz bardzo ważna w makrofotografii).
Ekran jest znacznie większy niż w poprzednich modelach. 2,5 calowy, 230.000 pikseli, znacznie jaśniejszy i wyraźniejszy jak np. w D70s. Niestety, wypada blado przy nowych konstrukcjach. Oglądając go w ostrym świetle, ze względu na brak warstwy odblaskowej, niewiele widać. Dość niefortunnie rozwiązano też pracę na powiększonym podglądzie.
Wizjer jest całkiem spory, daje 95% pokrycia kadru. Wraz z obrazem, widzianym przez obiektyw, otrzymujemy pod nim najważniejsze, aktualne parametry: wartość przysłony, czas, ISO, poziom kompensacji ekspozycji, potwierdzenie ostrości.
Migawka szczelinowa, pracuje w standardowym zakresie czasów: 1/8000 do 30s oraz w trybie „bulb”. Synchronizacja z lampą to maksymalnie 1/250s.
Pomiar światła realizowany jest w 3 trybach – matrycowy, centralnie ważony i punktowy. Za pomiar odpowiedzialny jest 420 pikselowy czujnik RGB. W przypadku używania obiektywów serii „G” i „D”, wykorzystywany jest pomiar 3D Color Matrix II. I faktycznie, D200 ceniony był za wierne i powtarzalne odtwarzanie kolorów.
Autofocus jest szybki i pewny. O niebo lepszy niż w amatorskich modelach – 11 punktowy. Sprawnie możemy przełączać się pomiędzy trybami jego pracy i metodami pomiaru, dzięki dwóm dźwigniom: przy bagnecie obiektywu i na tylnej ściance.
Dostępne tryby fotografowania to: priorytet przysłony (A), priorytet czasu (S), fleksja programu (P), tryb manualny (M). Dostosowaniu podlegają też ustawienia wbudowanej lampy błyskowej. Ta ostatnia jest dość słaba (liczba przewodnia 12). D200 obsługuje CLS (Creative Lighting System). Pozwala on lampie wbudowanej sterować lampami zewnętrznymi, bez konieczności instalowania dodatkowego sterownika (SU-800) lub kolejnej lampy na samym aparacie. Doskonała sprawa, jeśli wykorzystujemy więcej niż jedno źródła oświetlenia. Aparat jest kompatybilny z większością systemowych lamp, mocowanych na gorącej stopce.
Szybkostrzelność aparatu to 5 kl./s. W buforze aparatu zmieści się 22 RAWy lub 37 plików JPG. Jest to niezły rezultat, pamiętać jednak trzeba o szybkiej karcie, by taką ilość informacji obsłużyć.
D200 ma jedną, poważną bolączkę – zarządzanie energią. Posiadając ten aparat, warto mieć przynajmniej dwa akumulatory EN-EL3e. Strzelając zdjęcia w serii lub pracując na mrozie, już po kilkuset strzałach rozładujemy baterie. Pomocą może być dedykowany grip MB-D200, który mieści dwa akumulatory w środku lub pozwala na użycie „paluszków” i który poprawia ergonomię aparatu przy zdjęciach pionowych, lepiej go też wyważa przy większych obiektywach.
Obsługiwane karty pamięci to CF, I i II typu.
Korpus współpracuje bezproblemowo praktycznie ze wszystkimi obiektywami serii „G” (zarówno DX jak i FF) oraz serii „D”. W przypadku szkieł bez procesora, w tym wszelkich manualnych, realizowany jest automatyczny pomiar światła i potwierdzenie ostrości (do przysłony f5.6). Pozwala to na praktycznie bezproblemową pracę, z niemal każdym obiektywem, który da się do „dwusetki” podłączyć przez bagnet… z jednym warunkiem. Szkła M42 i wielu systemów z Nikon’ami nie ostrzą w nieskończoność. Ogranicza to ich zastosowanie do makro lub portretu. Część szkieł da się odpowiednio wyjustować, części wymienić bagnet, ale nie we wszystkich. Bezproblemowo Nikon ostrzy z obiektywami Pentacon-Six, Kiev i innymi średnio i wielkoformatowymi. Można próbować oczywiście specjalnej przejściówki z soczewką korekcyjną, ale najczęściej pogarsza ona znacząco parametry szkła (ostrość, kontrast) przy maksymalnych otworach przysłony.
Przy omawianiu budowy, nie można nie wspomnieć o dwóch poważnych problemach, z jakimi boryka się D200. Pierwszy, to zastosowane na gniazdach wężyka spustowego i sterowania lampami specjalnych nakrętek. Ich pierwsze odkręcenie, bywa też ostatnim, bo… się gubią! Kolejny, to odłażące gumy. Pod wpływem potu i wilgoci, mają one tendencję do puchnięcia. W pewnym momencie puszcza klej pod nimi, a gumy odskakują. Nie daje się ich później wepchnąć z powrotem, a naprawa jest dość drogą imprezą. Złośliwi twierdzą, że to sprawka serwisu firmowego, który zmusza w ten sposób użytkowników do wymiany ogumienia, raz na rok lub dwa lata. Co ciekawe, na ową przypadłość cierpią wszystkie profesjonalne i półprofesjonalne lustrzanki Nikon’a. Na szczęście na zagranicznych serwisach aukcyjnych, można całkiem tanio kupić zamienniki i naprawę przeprowadzić samemu.
Obraz
Choć to matryca CCD, szumiąca na wysokich czułościach, to właśnie za nią D200 jest tak lubiany przez użytkowników. Zakres obsługiwanego ISO to 100-1600 (+ tryby rozszerzone do ISO 3200). O ile powyżej ISO 800 lepiej nie wychodzić, ze względu na brzydkie szumy i degradację obrazu, o tyle najniższe czułości to bajka. Matryce CCD lepiej też odwzorowują kolory. Są, wg. zdania wielu fotografów, bardziej analogowe (przypominające film fotograficzny) niż te z CMOSowych lustrzanek.
Liczba pikseli to 10,2 Mpix. Jest to chyba optymalny rozmiar pod względem użyteczności. Pliki nie są zbyt duże (miejsce na dysku) i jednocześnie jest z czego przycinać (jeśli trzeba). Maksymalny rozmiar plików to 3872 na 2592 piksele. RAWy zapisywane są w 12 bitach, pliki JPG mają kilka metod kompresji.
Użytkowanie
D200 był przez kilka lat naszym najważniejszym „koniem roboczym”. Aparat pracował w warunkach, w których można byłoby się obawiać o profesjonalny sprzęt. Śniegi, deszcz, piach, czy błoto, a nawet popiół wulkaniczny i lód z lodowca, „dwusetka” praktycznie nigdy nie zawiodła. Choć korpus był intensywnie noszony, uderzany, wycierany, poza rysami i odłażącą farbą nic mu się nie stało… z wyjątkiem gum, oczywiście

Ponieważ D200 jest sprzętem niezbyt nowym (a w skali żywotności elektroniki to już wieki) nie jest też aparatem, który zadowoli każdego użytkownika. Osoby potrzebujące szybkiej, sprawnej puszki, do fotografii reporterskiej w bardzo słabych warunkach oświetleniowych, powinny wybrać coś z CMOSem. Oczywiście i D200 da radę, zwłaszcza z jakimś jasnym szkłem, jednak to już nie ta wygoda. Dla fotografów makro i krajobrazowych to już nie są problemy. Statyw, ostre szkło, kilka filtrów, wężyk spustowy, ISO 100 i f8… można pstrykać. Rezultaty będą ciągle zadziwiające.
W opisie D70s pojawiały się jego liczne niedomagania. Czasem błahe, czasem poważniejsze, wpływały jednak na wygodę pracy z tym sprzętem. W przypadku D200 tego nie ma. Dlaczego? Bo to rzeczywiście rasowy aparat, stworzony dla fotografa, który potrafi poradzić sobie ze światłem.
Posumowanie
Cóż można napisać… jeśli wiesz czego spodziewać się po CCD i nie boisz się takich wyzwań, bierz D200 bez obaw. To pancerny czołg, o ciągle dużych możliwościach. We właściwych rękach odwdzięczy się pięknymi zdjęciami. Jeśli czujesz, że ISO 800, góra 1600 to stanowczo za mało, nie ma wyboru i trzeba celować w CMOS’a. Ma to rozwiązanie jednak też swoje wady.